"Mad Max: Fury Road" ("Mad Max: Na Drodze Gniewu")

O czym to jest: Samotny wojownik próbuje przeżyć w postapokaliptycznym świecie.

mad maxna drodze gniewu plakat film recenzja tom hardy

Recenzja filmu:

Mamy ostatnio modę na rebooty i powroty dawnych hitów science fiction. Raz wychodzi to lepiej, raz gorzej. Przyznam szczerze, że gdy usłyszałem o powrocie do "Mad Maxa", kamienia węgielnego połowy filmów o postapokalipsie, poczułem głęboki niepokój. Czy w dobie efektów specjalnych, durnowatego przepakowania filmów CGI i prostych jak drut fabuł (patrz "Marvel Cinematic Universe"), uda się dorównać dawnej legendzie? I to zwłaszcza, gdy Mad Maxa nie zagra już Mel Gibson? Poszedłem jednak do kina, obejrzałem i... cieszę się, że AŻ tak się myliłem!

"Mad Max: Fury Road" jest wspaniały. Po prostu. Wyobraźcie sobie dwie godziny filmu o surrealistycznym pościgu przez pustynię. Pordzewiałe i poobijane wozy pędzą na pełnym gazie, wszystko wokół wybucha, świrnięci ludzie giną w zastraszającym tempie, a pośrodku tego całego cyrku główny bohater zastanawia się, kto jest bardziej szalony - on, czy cały świat dookoła. Ilość kraks, eksplozji, nieobliczalnej w swym rozmachu scenografii i popisów akrobatyczno-kaskaderskich przyprawia o zawrót głowy. I teraz najlepsze: to wszystko jest prawdziwe!!! W czwartym "Mad Maxie" praktycznie nie zastosowano efektów komputerowych! Sceny akcji to w większości stara szkoła kaskaderki, pirotechniki i doskonałej scenografii, pozwalającej stworzyć niesamowicie realne widowisko, któremu nie dorównają żadne efekty CGI. Nie żartuję. Ten film nakręcono tak, jak tworzono filmy akcji w latach 80. I dlatego, mimo upływu kolejnych lat, nigdy się nie zestarzeje i przejdzie do legendy kina.

Fabularnie mieliśmy tu po trochu z każdej z poprzednich części, co czyni ten film pełnoprawnym sequelem, a nie rebootem jak nas straszono. Wizje i szaleństwo Maxa przypominały klimatem wydarzenia z pierwszej części cyklu (tak samo jego samochód z silnikiem V8). Fabuła "Fury Road", czyli eskortowanie konwoju przez pustynię, to wypisz-wymaluj "The Road Warrior". Z kolei cały wątek Cytadeli - miasta mutantów z pokręconą wersją cywilizacji - to oczywiście "Beyond Thunderdome". Czwarta część cyklu w bardzo miły sposób złożyła więc hołd oryginalnej trylogii, otwierając jednocześnie drzwi przed kolejną. I powiem wam szczerze, chcę więcej!!! 

Trudno wymienić, co podobało mi się najbardziej. Na pewno scenografia, która przebija wszystko, co widziałem w ostatnich latach w kinie (wygląd postaci, rekwizyty, pojazdy... no po prostu obłęd!). Aktorzy grają znakomicie, a Tom Hardy jest rewelacyjnym Mad Maxem (choć najlepiej mu idzie gra w masce, widać po "The Dark Knight Rises" polubił ten styl). Charlize Theron w towarzyszącej roli kobiecej prawie przyćmiewa głównego bohatera, co stawia aktorkę na pozycji jednej z Księżniczek SF (bo rzecz jasna Królową jest Sigourney Weaver). Klimat świata zamienionego w pustynię, gdzie ludzie zabijają się za ropę i wyznają kult maszyn, jest niezwykle przejmujący i nie ma sobie równych w kinie typu fallout (choć oczywiście nowy "Mad Max" nie jest gatunkowo lepszy od "Drogi", ale niewiele mu brakuje). Cud, miód i orzeszki, proszę państwa!

Jedyne moje zastrzeżenia dotyczą zwalniania akcji w pewnych momentach. Tak jakby reżyser chciał dać widzom chwilę na uspokojenie oszalałych zmysłów. Zupełnie niepotrzebnie, bo gdy film pędzi jak pociąg TGV, z huczącą ciężką muzyką w tle, widz bawi się dwakroć lepiej (najlepszym dowodem takiego podejścia jest "Star Trek" Abramsa). A może po prostu twórcy chcieli dodać Maxowi trochę głębi, dając miejsce na rozbudowanie psychologii postaci? Pewnie tak, ale było to zbędne. Wszyscy wiedzą, że ten film powstał po to, by podziwiać zmutowane maszyny i ludzi, niszczących się razem na pustyni. W dobrze przemyślanej nieposkromionej destrukcji tkwi prawdziwe piękno kina akcji.

Wniosek: Wybitne. Jeden z najlepszych filmów akcji ostatnich lat.


<<< Sprawdź kolejność oglądania serii "Mad Max"! >>>


Copyright © Jest Kultowo! , Blogger